ďťż
pepe1989 *
Ostatnio zauwazam troche niebezpieczne sytuacje na drodze , ktore czasem sami prowokujemy...
4 lata temu moj modszy o rok brat mial wypadek na moto , jakies 2 lata po tym zdarzeniu napisalem cos w rodzaju opowiadania ktore zamiescilem ponizej . Jadę ulicą Zebrzydowicką w kierunku Raciborza, jest jesienny wieczór, robi sie chłodno . Droga jest prosta, z prawej strony ciągnący się las, z lewej zabudowania i dyskoteka, przed dyskoteka jest usytuowany przystanek autobusowy. Przejeżdżając koło przystanku spojrzałem na zegar było 60 km/h i pomyślałem: 60 km/h to prawie żadna prędkość, zdaje się że możesz zsiąść z motocykla i biec szybciej obok. Moje ciało przeszył dreszcz, "dreszcz zaskoczenia" który pomógł mi uświadomić sobie ze tak naprawdę to bardzo wielka prędkość w bezpośredniej konfrontacji z jakąś nie przewidziana sytuacją... Nie przewidziana sytuacja Intuicja matki nie zawiodła jej i tym razem, gdy szukała swojego syna, który nie wrócił na noc ( a zdarzało mu sie nie wracać bez wcześniejszego uprzedzenia). Zadzwoniła na policje... nic , zadzwoniła do szpitala -Stałem przy niej gdy trzymała słuchawkę w ręku, wiedziałem że motocykla nie było w garażu . - Marcin Nowak... -Tak jest taki pacjent, przywieziono go wczoraj. -Wczoraj ? Jak to ? Dlaczego nikt mnie nie powiadomił ? W jakim jest stanie? W tym samym czasie ubierałem już buty, kiwnąłem tyko do mamy i powiedziałem że zadzwonię zaraz jak sie czegoś dowiem. Tata był chyba jeszcze w pracy... Parę minut później jechałem już szpitalną windą i pomyślałem jak beztrosko ogląda się kiczowate seriale o szpitalach, życiowych tragediach, czasem zajadając w tym samym czasie kanapkę a kiedy się znudzi to po prostu wychodzisz... Winda stanęła, otwierają się drzwi a wraz z nimi "pryskają" złudzenia - to nie jest film, biorę chyba najgłębszy wdech mojego życia. Mój brat leży na małej sali, jest tam sam, łóżko na którym leży jest od polowy wzniesione o 45 stopni w górę. Widzę zagipsowaną rękę, głowę tak mocno spuchniętą w okolicy gardła, oraz ślad na szyi od paska trzymającego kask. Dotykam go w ramię, budzi się, ale jest tak naszprycowany, że przewracając się z boku na bok traci świadomość. Szok jakiego doznał nie pozwalał mu zjednać sie z "naszą" rzeczywistością, zobaczyłem go, jest-żyje!!!! 60 letni lekarz oznajmił treść: stłuczony mózg, złamana ręka, złamana szczęka no i obrażenia urologiczne w postaci zmiażdżonych jąder...a potem dodał takim tonem bez najmniejszej emocji "i tak miał szczęście". Zadzwoniłem do mamy, ale ona wraz z tatą była juz w drodze... Jakaś pielęgniarka powiedziała nam ze trzeba odebrać jego rzeczy. Rzeczy znajdowały sie w takim worku w jakim zwykle wyrzuca sie śmieci, ale to nie były śmieci ... Kto z "nich" zna to uczucie - ciężar worka? Niosłem go, idąc w milczeniu między rodzicami do samochodu na szpitalnym parkingu. Worek zawierał kask złamany i zakrwawiony w części przedniej, buty typu glany porozrywane w okolicach łydek, spodnie dżinsowe przecięte na pół, oraz kurtka skórzana po świętej pamięci Andrzeju Bieleckim również przecięta w połowie. Pomyślałem sobie, ze tak właśnie działają ekipy ratunkowe, widok tej kurtki przyprawił mnie o dreszcze. Owy worek był bardzo ciężki... ... tak ciężki jak upalna noc spędzona w garażu przy naprawie tego motocykla. Noc w którą razem z bratem pochylałem sie nad silnikiem Hondy, starając sie wyłowić za pomocą kawałka drutu oring z pompy oleju, który wpadł do środka. Było tak ciepło ze pracowaliśmy bez koszulek, paliliśmy papierosy, piliśmy piwo, z magnetofonu leniwie sączyła się muzyka Dżemu a Bartek uwieczniał te chwile za pomocą aparatu robiąc nam zdjęcia przez "oczko" klucza. ... tak ciężki jak wyjazd na zlot do Szklarskiej Poręby, który zakończył sie awarią hondy na autostradzie, pamiętam jak to sie stało. Jechaliśmy autostradą w kierunku Wrocławia, Marcin jechał z Karoliną a ja wiozłem nasze wspólne rzeczy. Jechaliśmy jakieś 180 na godzinę przez parę minut i nagle vf zaczęła słabnąć, zjechaliśmy na pobocze w tym samym momencie zaczął padać deszcz. Szczęśliwe schroniliśmy się pod wiaduktem w okolicy 206 słupka. Próbowaliśmy "odpalić" Marcinowy motor, odpalił, ale generował takie dźwięki ze dobrze wiedziałem ze to "kaplica". W czasie deszczu pod mostem szukał schronienia jakiś Niemiec na ducati, któremu pomogliśmy wymienić żarówkę. Marcin miał wtedy łzy w oczach, było mi go bardzo żal, ale wszystko co mogłem wtedy zrobić to powiedzieć mu ze teraz jest smutno, pada deszcz , jesteśmy na autostradzie, nie mamy telefonu i ileś tam kilometrów do domu po czym klepnąłem go w ramie i powiedziałem ze kiedyś będziemy sie z tego śmiać. Za parę godzin wróciłem z transportem po niesprawny motor. Załadowaliśmy motor na samochód, Marcin z Karoliną weszli do środka, odetchnąłem z ulgą. O czwartej rano byliśmy w domu, przejechałem wtedy 400 niepotrzebnych kilometrów. Nazajutrz opowiadaliśmy Bartkowi całą historię ze szczegółami, śmialiśmy sie -byliśmy cali i zdrowi. ...tak ciężki jak jazda w grupie, ze świadomością że tam z tyłu jedzie mój brat, czy da radę? czy zdąży? Czy będzie rozsądny? Worek był ciężki, ale cały czas był lżejszy o 21 gram... "Dreszcz zaskoczenia" który pomógł mi uświadomić sobie, że tak naprawdę to bardzo wielka prędkość w bezpośredniej konfrontacji z jakąś nie przewidzianą sytuacją... Jechałem dalej przejeżdżając obok dyskoteki Medium zwolniłem jeszcze bardziej, upewniwszy sie, że żaden pijany małolat nie wyskoczy na drogę. Wróciłem do garażu, wrak VF dalej tam straszył ... Składasz się w kolejny zakręt, dobrze znasz tą drogę jeździsz tędy trzy razy w tygodniu, pochylasz motocykl do granicy zerwania przyczepności opon, kolejny zakręt, wyprzedzasz samochody na zakręcie. Wskazówka obrotomierza znowu dosięga czerwonego pola więc wbijasz kolejny bieg i jedziesz jeszcze szybciej. Zapala sie lampka w twojej głowie, zamknij gaz ! Zwolnij! Ale ty masz w sobie tyle adrenaliny... Kierowca jadącego samochodu z naprzeciwka mruga Ci długimi światłami, hamujesz tylne koło się blokuje, wpadasz w poślizg podświadomie kontrolujesz ten poślizg ale nie ma miejsca ... Jakoś się udało. Powinieneś wiedzieć, że Twój limit szczęścia został już wyczerpany, ale Ty czujesz się szczęściarzem. Jedziesz się jeszcze przejechać w stronę miasta, jakbyś chciał pokazać wszystkim" hej ludzie jestem szczęściarzem". Mijasz real z prawej strony, przejeżdżasz rondo prosto, zaraz za rondem odkręcasz manetkę do końca tak jak to zwykł robić twój brat kiedy podwoził Cie na miasto. Znowu ta sama sytuacja, wskazówka obrotomierza na czerwonym polu, zapinasz następny bieg, silnik twojej vf dzielnie reaguje na dodanie gazu. Jedziesz juz bardzo szybko, widzisz autobus który próbuje włączyć się do ruchu wyjeżdżając z zatoczki przystankowej. Lampka instynktu samozachowawczego dawno zaczęła sie palić światłem ciągłym, wyprzedzasz autobus środkiem jezdni. Z podporządkowanej ulicy wyjeżdża młoda kobieta passatem kombi, pewnie była gdzieś na zakupach w realu, patrzy w lewo, w prawo. Prawa wolna, po lewej autobus, ale wyjeżdża zdąży przed autobusem... kiedy passat osiąga środek jezdni, czas dla Ciebie się zatrzymuje. Dzieli Cie jakieś 50 m od uderzenia, pewnie sobie nie uświadamiasz że w twojej sytuacji 1 sekunda to 30 metrów, ale reagujesz, naciskasz hamulec i zostawiasz 18 metrów śladu na asfalcie a pół roku później i tak sie dowiadujesz od biegłego specjalisty ze uderzyłeś z prędkością 90 na godzinę. Twoja pamięć wyłączyła się wcześniej, masz szczęście, nie będziesz miał koszmarów. Uderzasz w okolice tylnych drzwi, przestrzeń się załamuje . Przednie kolo twojej maszyny wbija sie do "środka" motocykla a cały motocykl "wkleja" sie w ten samochód, siła uderzenia jest tak duża ze tył motocykla podnosi sie wyrzucając cię tym samym w górę. Powoli opuszczasz "pokład" miażdżąc bak swoimi "klejnotami" po chwili jesteś już w powietrzu, przelatujesz nad tym autem, passat obraca się o 180 stopni wpadając tym samym na ogrodzenie pokonawszy wcześniej chodnik! Lecisz bezwładnie, machasz w powietrzu kończynami jak manekin w "crash teście". W końcu po 25 metrach spadasz przed nadjeżdżający samochód. Wstajesz szybko, rozglądasz się dookoła, nie ma cię w środku, Twoje oczy zachodzą mgłą, gdybyś był przytomny jeszcze przez chwilę to zacząłbyś krztusić się swoją krwią...upadasz. Świadkiem tego wypadku jest Pablo, którego twój brat poznaje miesiąc później na imprezie andrzejkowej. Budzisz sie w szpitalu nie wiesz gdzie jesteś, boli Cie wszystko i nic zarazem, jeszcze Cię nie ma w środku, więc gdzie jesteś? W pewnym momencie wyrywasz kroplówkę i wstajesz, nie wiesz dlaczego sikasz do umywalki, wyzywasz wszystkie pielęgniarki, nie masz kontroli nad ciałem, które jest jak po zderzeniu z pociągiem. Dają Ci silne środki uspokajające, jesteś omamiony, leżysz tak kołysząc sie z boku na bok, męczą cie majaki. Otwierasz oczy, widzisz Grzegorza trzyma rękę na twoim ramieniu, nic z tego nie rozumiejąc robisz" wielkie oczy". dowiadujesz sie ze miałeś wypadek, dziwisz sie jeszcze bardziej, ale twój anioł stróż każe Ci odpoczywać wyłącza twoją świadomość zapadasz w sen, przewracając się z boku na bok znikają resztki wspomnień, nie pamiętasz juz nawet że jechałeś tamtą drogą. Nie będzie koszmarów...Jesteś szczęściarzem... opowiastaka robi wrazenie.... mocne... daje do myslenia. mam podobne przemyslenia w trakcie jazdy. ... a tak mniej na powaznie to usmialem sie z tej fotki. mlody diobelek fajny tekst - dzieki za podzielenie sie nim. pozdro A ja wam powiem,ze czytalem ten text wczesiej i tak sie zastanawialm i doszedlem do wniosku,ze chyba nie potrzeba go komentowac... Dobre. Aż ciarki przechodzą...nawet 3 lata na kurierce gdzie każda minuta dnia pracy to jazda na krawędzi zycia i smierci nie jest w stanie wymazać lęku o życie. Tymbardziej że w domu czeka na nas ktoś bliski, ktoś dla kogo chcemy zyć... U mnie w sytuacjach z opowiadania nie zapalą się czerwona lampka bo i tak kontrolki zawsze słuzyły jako mało ważny bajer. U mnie rozlega się głośny dzwięk jak alarm bombowy, jak dzwięk przy podaniu złej odpowiedzi w programie Milionerzy...głosny i przeszywając, tak głosny że nie da się go nie zauważyć a gdy już go usłyszę to myśle tylko o nim...dlaczego wyje...i wtedy zwalniam...pozdro. U mnie juz kontrolki czy syreny awaryjne dawno nie dzialaja . Uczono mnie jednego,kto pierwszy ten lepszy. Jesli sie przewrociles,to znaczy,ze jechals za wolno. Nie mozesz dac sie wyprzedzic-to ty masz wyprzedzac. Jestes na wojnie,a tu nie ma zmiluj...tego uczono mnie na treningach przez piec lat moich startow w motocrossie i enduro. A sportowe nawyki bardzo syzbko przeszly na zachowanie na drodze. Tam gdzie normalnym ludziom Aniol Stroz dawal znac,by zwolnic przd zakretem,tam gdzie swiatelka i syrteny bily glosno na alarm,ty z zaawansowanym skurczem prawego nadgarstka waliles przed siebie,smiejac sie w twarz niebespieczenstwu...tylko czasem nadchodzila cisza,wszystkie odglosy wydawaly sie byc przytlumione.I wtedy przez ulamek sekundy modliles sie,by wrocl dzwiek. Jesli nie,konczyles z przesunieciem klatki piersiowej,rozerwanymi torebkami stawowymi...na szczescie obeszlo sie bez powanych urazow. Jesli byles w stanie jechac dalej,pmietales jedno;musze byc szybszy w tym miejscu,nie moge sie przewrocic. Tam byly cenne kazde ulami sekund. Teraz gdy jade motocyklem czesto mysle o jednym;czy to,ze dojade tam minute,trzy wczesniej robi mi na prawde wielka roznice? Uwazajcie na siebie chlopaki,bo milo jest sie spotkac i powspominac dawne dzieje. Oby jak najmniej bylo tych,ktorych bedziemy wspominac... Diable... dzieki za te opowiesc... mysle, ze nawet nie wiesz ilu osobom ocaliles, i jeszcze ocalisz, przezyc, jakich doswiadczyl Twoj Brat. Kontrolki, kontrolki... Godzine temu podnosilem moto z ziemi, bo jakis idiota za kolkiem w korku chcial wyminac jeden samochod, by podgonic jakies 15 metrow - to wiecej niz 3 dlugosci jego auta. Tylko zapomnial spojrzec w lusterko, gdzie by mnie na pewno zobaczyl. Bezpieczny odstep, odpowiednia predkosc i myslenie, nie tylko za siebie to nas ratuje. Diablo dzieki, jezdzijmy ostrozniej! Nie mowiles mi wczesniej o tym opowiadaniu... Po przeczytaniu tego dopiero zdalem sobie sprawe z rozmiaru tego wypadku i zastanowilem sie nad tym jak ja jezdze-dalo mi to duzo do myslenia. no nie powiem daje do myslenia Ostatnio zauwazam troche niebezpieczne sytuacje na drodze , ktore czasem sami prowokujemy... 4 lata temu moj modszy o rok brat mial wypadek na moto , jakies 2 lata po tym zdarzeniu napisalem cos w rodzaju opowiadania ktore zamiescilem ponizej . Jadę ulicą Zebrzydowicką w kierunku Raciborza, jest jesienny wieczór, robi sie chłodno . Droga jest prosta, z prawej strony ciągnący się las, z lewej zabudowania i dyskoteka, przed dyskoteka jest usytuowany przystanek autobusowy. Przejeżdżając koło przystanku spojrzałem na zegar było 60 km/h i pomyślałem: 60 km/h to prawie żadna prędkość, zdaje się że możesz zsiąść z motocykla i biec szybciej obok. Moje ciało przeszył dreszcz, "dreszcz zaskoczenia" który pomógł mi uświadomić sobie ze tak naprawdę to bardzo wielka prędkość w bezpośredniej konfrontacji z jakąś nie przewidziana sytuacją... Nie przewidziana sytuacja Intuicja matki nie zawiodła jej i tym razem, gdy szukała swojego syna, który nie wrócił na noc ( a zdarzało mu sie nie wracać bez wcześniejszego uprzedzenia). Zadzwoniła na policje... nic , zadzwoniła do szpitala -Stałem przy niej gdy trzymała słuchawkę w ręku, wiedziałem że motocykla nie było w garażu . - Marcin Nowak... -Tak jest taki pacjent, przywieziono go wczoraj. -Wczoraj ? Jak to ? Dlaczego nikt mnie nie powiadomił ? W jakim jest stanie? W tym samym czasie ubierałem już buty, kiwnąłem tyko do mamy i powiedziałem że zadzwonię zaraz jak sie czegoś dowiem. Tata był chyba jeszcze w pracy... Parę minut później jechałem już szpitalną windą i pomyślałem jak beztrosko ogląda się kiczowate seriale o szpitalach, życiowych tragediach, czasem zajadając w tym samym czasie kanapkę a kiedy się znudzi to po prostu wychodzisz... Winda stanęła, otwierają się drzwi a wraz z nimi "pryskają" złudzenia - to nie jest film, biorę chyba najgłębszy wdech mojego życia. Mój brat leży na małej sali, jest tam sam, łóżko na którym leży jest od polowy wzniesione o 45 stopni w górę. Widzę zagipsowaną rękę, głowę tak mocno spuchniętą w okolicy gardła, oraz ślad na szyi od paska trzymającego kask. Dotykam go w ramię, budzi się, ale jest tak naszprycowany, że przewracając się z boku na bok traci świadomość. Szok jakiego doznał nie pozwalał mu zjednać sie z "naszą" rzeczywistością, zobaczyłem go, jest-żyje!!!! 60 letni lekarz oznajmił treść: stłuczony mózg, złamana ręka, złamana szczęka no i obrażenia urologiczne w postaci zmiażdżonych jąder...a potem dodał takim tonem bez najmniejszej emocji "i tak miał szczęście". Zadzwoniłem do mamy, ale ona wraz z tatą była juz w drodze... Jakaś pielęgniarka powiedziała nam ze trzeba odebrać jego rzeczy. Rzeczy znajdowały sie w takim worku w jakim zwykle wyrzuca sie śmieci, ale to nie były śmieci ... Kto z "nich" zna to uczucie - ciężar worka? Niosłem go, idąc w milczeniu między rodzicami do samochodu na szpitalnym parkingu. Worek zawierał kask złamany i zakrwawiony w części przedniej, buty typu glany porozrywane w okolicach łydek, spodnie dżinsowe przecięte na pół, oraz kurtka skórzana po świętej pamięci Andrzeju Bieleckim również przecięta w połowie. Pomyślałem sobie, ze tak właśnie działają ekipy ratunkowe, widok tej kurtki przyprawił mnie o dreszcze. Owy worek był bardzo ciężki... ... tak ciężki jak upalna noc spędzona w garażu przy naprawie tego motocykla. Noc w którą razem z bratem pochylałem sie nad silnikiem Hondy, starając sie wyłowić za pomocą kawałka drutu oring z pompy oleju, który wpadł do środka. Było tak ciepło ze pracowaliśmy bez koszulek, paliliśmy papierosy, piliśmy piwo, z magnetofonu leniwie sączyła się muzyka Dżemu a Bartek uwieczniał te chwile za pomocą aparatu robiąc nam zdjęcia przez "oczko" klucza. ... tak ciężki jak wyjazd na zlot do Szklarskiej Poręby, który zakończył sie awarią hondy na autostradzie, pamiętam jak to sie stało. Jechaliśmy autostradą w kierunku Wrocławia, Marcin jechał z Karoliną a ja wiozłem nasze wspólne rzeczy. Jechaliśmy jakieś 180 na godzinę przez parę minut i nagle vf zaczęła słabnąć, zjechaliśmy na pobocze w tym samym momencie zaczął padać deszcz. Szczęśliwe schroniliśmy się pod wiaduktem w okolicy 206 słupka. Próbowaliśmy "odpalić" Marcinowy motor, odpalił, ale generował takie dźwięki ze dobrze wiedziałem ze to "kaplica". W czasie deszczu pod mostem szukał schronienia jakiś Niemiec na ducati, któremu pomogliśmy wymienić żarówkę. Marcin miał wtedy łzy w oczach, było mi go bardzo żal, ale wszystko co mogłem wtedy zrobić to powiedzieć mu ze teraz jest smutno, pada deszcz , jesteśmy na autostradzie, nie mamy telefonu i ileś tam kilometrów do domu po czym klepnąłem go w ramie i powiedziałem ze kiedyś będziemy sie z tego śmiać. Za parę godzin wróciłem z transportem po niesprawny motor. Załadowaliśmy motor na samochód, Marcin z Karoliną weszli do środka, odetchnąłem z ulgą. O czwartej rano byliśmy w domu, przejechałem wtedy 400 niepotrzebnych kilometrów. Nazajutrz opowiadaliśmy Bartkowi całą historię ze szczegółami, śmialiśmy sie -byliśmy cali i zdrowi. ...tak ciężki jak jazda w grupie, ze świadomością że tam z tyłu jedzie mój brat, czy da radę? czy zdąży? Czy będzie rozsądny? Worek był ciężki, ale cały czas był lżejszy o 21 gram... "Dreszcz zaskoczenia" który pomógł mi uświadomić sobie, że tak naprawdę to bardzo wielka prędkość w bezpośredniej konfrontacji z jakąś nie przewidzianą sytuacją... Jechałem dalej przejeżdżając obok dyskoteki Medium zwolniłem jeszcze bardziej, upewniwszy sie, że żaden pijany małolat nie wyskoczy na drogę. Wróciłem do garażu, wrak VF dalej tam straszył ... Składasz się w kolejny zakręt, dobrze znasz tą drogę jeździsz tędy trzy razy w tygodniu, pochylasz motocykl do granicy zerwania przyczepności opon, kolejny zakręt, wyprzedzasz samochody na zakręcie. Wskazówka obrotomierza znowu dosięga czerwonego pola więc wbijasz kolejny bieg i jedziesz jeszcze szybciej. Zapala sie lampka w twojej głowie, zamknij gaz ! Zwolnij! Ale ty masz w sobie tyle adrenaliny... Kierowca jadącego samochodu z naprzeciwka mruga Ci długimi światłami, hamujesz tylne koło się blokuje, wpadasz w poślizg podświadomie kontrolujesz ten poślizg ale nie ma miejsca ... Jakoś się udało. Powinieneś wiedzieć, że Twój limit szczęścia został już wyczerpany, ale Ty czujesz się szczęściarzem. Jedziesz się jeszcze przejechać w stronę miasta, jakbyś chciał pokazać wszystkim" hej ludzie jestem szczęściarzem". Mijasz real z prawej strony, przejeżdżasz rondo prosto, zaraz za rondem odkręcasz manetkę do końca tak jak to zwykł robić twój brat kiedy podwoził Cie na miasto. Znowu ta sama sytuacja, wskazówka obrotomierza na czerwonym polu, zapinasz następny bieg, silnik twojej vf dzielnie reaguje na dodanie gazu. Jedziesz juz bardzo szybko, widzisz autobus który próbuje włączyć się do ruchu wyjeżdżając z zatoczki przystankowej. Lampka instynktu samozachowawczego dawno zaczęła sie palić światłem ciągłym, wyprzedzasz autobus środkiem jezdni. Z podporządkowanej ulicy wyjeżdża młoda kobieta passatem kombi, pewnie była gdzieś na zakupach w realu, patrzy w lewo, w prawo. Prawa wolna, po lewej autobus, ale wyjeżdża zdąży przed autobusem... kiedy passat osiąga środek jezdni, czas dla Ciebie się zatrzymuje. Dzieli Cie jakieś 50 m od uderzenia, pewnie sobie nie uświadamiasz że w twojej sytuacji 1 sekunda to 30 metrów, ale reagujesz, naciskasz hamulec i zostawiasz 18 metrów śladu na asfalcie a pół roku później i tak sie dowiadujesz od biegłego specjalisty ze uderzyłeś z prędkością 90 na godzinę. Twoja pamięć wyłączyła się wcześniej, masz szczęście, nie będziesz miał koszmarów. Uderzasz w okolice tylnych drzwi, przestrzeń się załamuje . Przednie kolo twojej maszyny wbija sie do "środka" motocykla a cały motocykl "wkleja" sie w ten samochód, siła uderzenia jest tak duża ze tył motocykla podnosi sie wyrzucając cię tym samym w górę. Powoli opuszczasz "pokład" miażdżąc bak swoimi "klejnotami" po chwili jesteś już w powietrzu, przelatujesz nad tym autem, passat obraca się o 180 stopni wpadając tym samym na ogrodzenie pokonawszy wcześniej chodnik! Lecisz bezwładnie, machasz w powietrzu kończynami jak manekin w "crash teście". W końcu po 25 metrach spadasz przed nadjeżdżający samochód. Wstajesz szybko, rozglądasz się dookoła, nie ma cię w środku, Twoje oczy zachodzą mgłą, gdybyś był przytomny jeszcze przez chwilę to zacząłbyś krztusić się swoją krwią...upadasz. Świadkiem tego wypadku jest Pablo, którego twój brat poznaje miesiąc później na imprezie andrzejkowej. Budzisz sie w szpitalu nie wiesz gdzie jesteś, boli Cie wszystko i nic zarazem, jeszcze Cię nie ma w środku, więc gdzie jesteś? W pewnym momencie wyrywasz kroplówkę i wstajesz, nie wiesz dlaczego sikasz do umywalki, wyzywasz wszystkie pielęgniarki, nie masz kontroli nad ciałem, które jest jak po zderzeniu z pociągiem. Dają Ci silne środki uspokajające, jesteś omamiony, leżysz tak kołysząc sie z boku na bok, męczą cie majaki. Otwierasz oczy, widzisz Grzegorza trzyma rękę na twoim ramieniu, nic z tego nie rozumiejąc robisz" wielkie oczy". dowiadujesz sie ze miałeś wypadek, dziwisz sie jeszcze bardziej, ale twój anioł stróż każe Ci odpoczywać wyłącza twoją świadomość zapadasz w sen, przewracając się z boku na bok znikają resztki wspomnień, nie pamiętasz juz nawet że jechałeś tamtą drogą. Nie będzie koszmarów...Jesteś szczęściarzem... Siemacie Ludzie:) Moj Starszy brat przeczytal ostatnio wyzej wymieniony tekst i postanowil cos dodac , niestety jeszcze sie nie zarejestrowal na naszym forum - dlatego wklejam jego '3 grosze ' ponizej. Krótka historia jednego kasku …A może jednak warto zainwestować kilka minut swojego czasu by cos dopowiedzieć. Może ktoś z Was dogłębnie zastanowi się jak to jest być szczęściarzem i jak ja to widze .. Miesiąc przed wypadkiem, pewnego zamglonego wieczora…. -Słysze dzwonek do drzwi, w pół do jedenastej to chyba nie ta pora na wizyty. Dobra, otwieram. Widzę te fałszywe oczy i głupi rechot "Szczerbatego" -Mam coś dla Ciebie…zobacz..nowiusieńki Biffek, " ..faktycznie wygląda na cacko" -myśl przebiega przez umysł, jak cichy szelest szemranych interesów Tylko po jakiego h. mi taki kask?? Dosiadam 600 xlr i ten co mam na teren , w zupełności wystarczy. W dupie mam taki deal,"Szczerbaty" pewnie będzie chcieć i tak majątek za ten jumany kachol. No dobra…niech tam …cos wewnętrznego..głęboko w środku , łagodnie sugeruje by się potargowac…w tej sytuacji jakaś metafizyczna przyczyna , wydaje się obrażać jakiekolwiek wierzenia osobiste.. "Chłopie takiego chełmu za 6 stówek masz problem kupic ...- Przeywa moje rozmyslania .. * "To ile chcesz?" - wale prosto. * "Daj 3 banie i zawijaj"- plugawo uśmiechając się mruczy "Szczerbaty" * "Wal się na ryj,za tyle mogę mieć dwa takie.."- odpowiadam. * "Gościu! 3 baniaki albo jade dalej bo i tak mam cie po drodze…" Mysle sobie…-" Co mi taki szmaciarz będzie towar wciskać, nie planowałem zakupów i tak" -"Nie to nie, TWOJA STRATA BĘDZIE…" Szczerbaty ładuje karton do swojej przegniłej Sierry… -Echo tego co powiedział ciągle odbija się w umysle jakby czas zastygł i dał mi extra odcinek by dokonac wyboru,STRATA..MOJA STRATA…STRATA.." * "Ej!..dobra , biore..zaczekaj , ide po kase.." * "No widzisz, tak to lubie he he" - bulgocze gad jeden... * Wyjmując gotówke z szuflady, ciągłe wątpliwości iskrzą mi w głowie i nijak nie potrafię wytłumaczyć sobie takiego wydatku. Słowo jednak się rzekło. Płace. On odjeżdża , chowam pudło. Mija około miesiąc. Kask leży jak leżał. Nowy , zapakowany, pachnący. Zbyteczny. Pewnego popołudnia odwiedza mnie Marcin. Łazimy razem po mojej zagraconej piwnicy. Zawsze jest coś do obejrzenia… * "Ej Brachol, co tu masz?..no nie mogę! nowy Beef se zakupił!"- Mówi Marcin. * …Jaa ..no w sumie to tak jakoś na zapas kupiłem" - głupio się tłumacząc drapie się w głowe. * " No porządny kachol, byś czasem pożyczył bratu , no nie? Kurde i tak nie pasi Ci na xl-elke" * - Smiejąc się po swojemu Max zagaduje . Ale ja wiem i on wie , że ja to taka sknera jestem trochę i nie bardzo chce, zwłaszcza ,że nowiusieńki. Już otwieram usta by wygasić jego zapal..i nagle, gdzies głębiej.. słysze słowa "Szczerbatego" ..'TWOJA STRATA…" * Na krótka chwilę, czas daje mi ponowny bonus. Podobny do tego przy zakupie.Patrzę w te iskry w oczach Marcina, kiedy tak przymierza rozpakowany kask.Juz wiem co musze zrobić. Już instynktownie wyczuwam co MOGĘ zrobić. Nie mogę zmienić przeznaczenia, ale mogę wprowadzić nowe zmienne… * "Wiesz co…jest Twój…" tak jakoś samo mi się mówi. * "Tak , tak ty se lubisz pożartować Tomek a zobacz w czym jeżdżę" Marcin podnosi lewa ręka jego "kask". Śmieć. Skorupa . Poodzierany staroć. * "Spoko, Max mówie poważnie, jest Twój na tak długo jak potrzebujesz…" * Uśmiech gosci mu na twarzy. Jeszcze nie dowierza. Ale jednak! * "No tos mnie ucieszył, jade po dziewczyne, a nie mam drugiego, to teraz mam he he" Jest już póżno, żona woła mnie przez uchylone z piwnicy drzwi… -"Marcin…zapnij go dobrze pod brodą ok.?"- Mówie na pożegnanie. * "Spoko brat, nic mu się nie stanie, ręcze za to he he.." * "..Raczej odwrotnie bracie…" * "Że niby co?.. " * Nie ..nic ,takie powiedzonko" Mówię i żegnamy się * On odjeżdża ,ja wchodzę do domu. Żona zagaduje o ten kask, wtedy kasa nam się nie przelewała zbytnio. Mówię jej co zrobiłem. Patrzy przez chwile w milczeniu na mnie, potem wzruszając ramionami kwituje to " z tobą to tak zawsze.." * No niby tak- myślę - niby tak... Idziemy spać. Noc mija niespokojnie . Nazajutrz normalnie jak co dzień. Warsztat jakoś tam prosperuje. Klienci , stres, non stop w ruchu,itd… Dzien mija.A po nim noc. kolejne popołudnie i podobnie. Za wyjątkiem wieczora… Telefon dzwoni. Odbieram . * "Tu Grzegorz… Tomek, Marcin miał wypadek, trzeba zabrać motor z parkingu…masz jakąs przyczepke? * "…Co?..Mam…ale co z nim?" * "Żyje , ale jest poważnie poturbowany" Podjeżdżam , witam się z ojcem , Grześkiem. Wszystko dzieje się troche jak we śnie. Ojciec gada coś że motor można naprawić, że będzie dobrze, miał szczęście. Znowu stają mi w pamięci słowa "Szczerbatego" ..:Twoja strata będzie.." I chyba już kumam . Potem oglądam ten kask. To ten sam . Spękany jak sucha ziemia. Przetarty ale cały. Oprócz szczęki, bo chyba ekipa ratownicza przecięła to miejsce by wydobyć głowe brata. Pocieszam ojca ,ze Max się wyliże. Będzie dobrze. Nabieram jakiejś wewnętrznej pewności, przekonania ,ze tak właśnie będzie. Mija kilka dni. Odwiedziny w szpitalu..troche łez…ciepłych słów. Jak to zwykle. Potem rekonwalescencja, ciężki werdykt lekarza, fizykoterapie, sąd, ubezpieczalnie i wszystkie te gówniane sprawy, których nienawidzisz . Po wszystkich latach jakie mijają nadal mam dylemat- "Czy on przeżył, bo dałem mu ten kask, czy tez dając mu go , umożliwiłem mu jazdę z większą prędkością, niż jechałby w tej swojej starej skorupie bez przyłbicy.." Nadal nie wiem. I chyba nigdy się nie dowiem. Chyba tylko Stwórca zna odpowiedz na podobne pytania. Tak czy inaczej- przeżył. Ja Grzegorz i Max mamy dobre relacje. Życzę takich i Wam drodzy Szaleńcy. -(jesli Grzegorz zamieści.) Tom. jak to mowia na kask sie wydaje tyle na ile sie ceni wlasna glowe A tak sobie FJR`ke przerobiłem i troche po Peak Districtcie pojezdziłem http://www.sadistic.pl/przejazdzka-vt32905.htm Pamiętam gdy zobaczyłem zdjęcie VF'y po wypadku Marcina,masakra... Mocna historia Diable.Napweno wielu z nas da do myslenia.Pzdr |